Photobucket

sobota, 16 lutego 2013

blisko



Poczułam dziś bliskość totalną. Na chwilę, chwileczkę wspięłam się na wyżyny mojego odczuwania i poczułam ją dogłębnie.  Zaczęłam się nad tą bliskością zastanawiać. Jedyną w swoim rodzaju: matki i dziecka. Bezwstydną, fizyczną, naturalną.  To chyba jedyna bliskość, która jest tak niekrępująca. Przyznaję - czasami jej natężenie mnie wkurza (oj wkurza!). Jednak nie dziś. Dziś czuje euforię, że mogę być z moim synem tak blisko. Wiem, że tak nie będzie zawsze.  Ten mały człowiek już zaznacza swoją niezależność.  Zaraz zacznie się oddalać, szukać swojej przestrzeni. I dobrze, tak ma być. Ma czuć, że może się bezpiecznie oddalać. 
Jedna myśl nie daje mi tylko spokoju...  Jak to możliwe, że mój syn, syneczek, synalek ukochany nie będzie potrzebował zawsze i wszędzie mnie swojej mamy? 




A tak na poważnie. To trochę mnie w środku kłuje, że taka nieograniczona, nieskrępowana  bliskość jest nam dana tylko na jakiś czas. ALE ZA TO JAKI TO CZAS! –aż wykrzyknę na koniec, żeby nie kończyć tak pesymistycznie.

poniedziałek, 31 grudnia 2012

zmiany






Bezlitosny kalendarz wrzeszczy do mnie ze ściany, że koniec już blisko…
Już? Tak szybko? Nie lubię końców.
Ja się dopiero rozkręcam w moim nowym życiu w trójkącie.  Tak mi tu dobrze. Zdecydowanie jestem tu, gdzie być powinnam. Nie dalej, nie bliżej.  Dokładnie tu.  I chociaż wyprzedzam myślami czas i myślę o tym, jak będzie w tym nowym roku (bo plany są konkretne i poważne) to jakoś tego starego mi szkoda. Wcale mi się nie podoba, że tak szybko minął.
Na całe szczęście polubiłam ostatnio zmiany. Zawsze prowadzą do czegoś dobrego. Nawet jak po drodze coś tam zgrzyta. Więc pełna planów, postanowień  i ekscytacji czekam na jutro. Trzynastka zawsze jest szczęśliwa.
Sama sobie życzę wytrwałości, siły i umiejętności odpoczynku.  I zaklinam los, żebym rzeczywiście musiała nauczyć się powyższych!!!
A Wam wszystkim  życzę tego,  czego potrzebujecie tak najbardziej!!!



niedziela, 23 grudnia 2012

Narodziny



Rok temu  mniej więcej o tej porze mój syn dał znak, że już najwyższy czas znaleźć się po drugiej stronie brzucha.  Całą ciąże gadałam w kierunku brzucha, a właściwie mieszkającego w nim Antka, żeby nie rodził się w Wigilę. Dokładnie taki miałam termin.  Ale Kruszynek za nic miał moje gadanie. I dokładnie w przedwigilijny wieczór postanowił dać znać, że wychodzi. To była piękna i niezwykła noc.  W tle leciała Diana Krall z nieziemsko brzmiącymi Christmas Songs. A ja krzątałam się po domu i przygotowywałam się na spotkanie z synem.   

Dopiero  teraz rozumiem w pełni słowo urodziny. Zawsze patrzyłam na nie jednostronnie,  z perspektywy solenizanta. Dziś patrzę z perspektywy matki, która urodziła swoje dziecko.  Samodzielnie,  bez żadnych interwencji medycznych.  Ze wspierającą obecnością męża.  Dyskretną obecnością położnej, na samym końcu lekarki. Dopiero teraz rozumiem magię i cud narodzin. Nic nigdy temu nie dorówna!


Co jakiś czas spadam z obłoków i uświadamiam sobie, że są też Święta. W tym roku Święta są przy okazji, bo od dłuższego czasu szykujemy się z mężem do świętowania pierwszych Antkowych urodzin. Gotowe są już dekoracje, tort, prezent zapakowany, a film "The best of Antek - rok pierwszy" zmontowany. Wielka impreza już czeka! 
No i znów mnie poniosło, tak więc już  szybko i zwięźle życzę wszystkim ciepłych, rodzinnych, pachnących pierniczkami i choinką Świąt.

sobota, 24 listopada 2012

Karmiąc w ciemnościach



Noc. Karmię wybudzonego ze snu Antka. Patrzę jak z zamkniętymi oczami pije mleko z mojej piersi.  Kiedy wyciągam mu ją z budzi, bo wydaje mi się, że zasnął, podnosi się nie otwierając oczu i szuka swojego ukojenia, a mojego sutka. Pij sobie, pij – myślę (nie czując o dziwo towarzyszącej mi ostatnio irytacji, że budzi się w nocy częściej, niż gdy był noworodkiem). I dalej patrzę, na nie taką maleńką już główkę uczepioną mojej piersi. I rozpływam się w szczęściu. Cieszę się, że on jest moim synem, a ja jego mamą.

Zaraz potem przypominam sobie scenę z filmu „Tańcząc w ciemnościach”. Grana przez Bjork główna bohaterka rozmawia z kimś przez szybę w więzieniu. Ta osoba pyta ją dlaczego zdecydowała się na dziecko, choć wiedziała, że odziedziczy ono po niej chorobę oczu i kiedyś oślepnie. Jej odpowiedź: „bo chciałam poczuć, jak to jest trzymać w ramionach swoje dziecko” doprowadziła mnie niemal do spazmatycznego płaczu (to jeden z niewielu, jeśli nie jedyny film, który doprowadził mnie do łez). Byłam chyba w liceum i  chciałam poczuć to samo. I teraz czuję. I jestem szczęśliwa, że mogę tego doświadczać codziennie. Amen.