Tylko dziecko potrafi się tak cieszyć. Całym sobą, od
malutkiego paluszka u stopy, po czubek głowy. A jak swoją radością potrafi cieszyć rodziców!! Zwłaszcza tatę,
który wraca po tygodniu nieobecności.
Zawsze zależało mi na tym, żeby tata był dla Antka równie
ważny jak mama, żeby nie było tylko: mamusia, mamusia. Zresztą nie tylko mi:) Tak, więc tata ochoczo przebiera
pieluchy, kąpie, spaceruje. A bawi się tak, że mama wymięka i zazdrości, że
sama tak nie potrafi. Zastanawiałam się czy Mały odczuje nieobecność taty. Po
trzech tygodniach weekendowego tacierzyństwa stwierdzam, że odczuwa bardzo. Po
czym? Po tej jedynej w swoim rodzaju radości, kiedy tata wraca.
Do tej pory mąż wracał kiedy Antoś już spał. Mały widział go
więc kiedy budził się na ranem. Porzucał wtedy matczyną pierś i ochoczo
odwracał się w kierunku taty. W ten weekend było inaczej. Mąż wrócił, kiedy
Antoś usypiał. Położył się koło nas, Antek standardowo stracił zainteresowanie
piersią i sru do taty. Nigdy wcześniej nie widziałam u niego takiej radochy.
Ręce prześcigały w machaniu nogi. Albo klepały tatę po twarzy, głowie, ciągnęły
na uszy. Albo cały wspinał się na ojca. I śmiał się tym swoim ciągle bezzębnym
uśmiechem. Pełnia szczęścia. Dla całej trójki.
Dla takiego przywitania, sama mogłabym* wyjechać na tydzień!
*mogłabym.
Teoretycznie. W praktyce dnia bym nie wytrzymała, chociaż lubię i cenie
sobie chwile samotności.