Noc. Karmię wybudzonego ze snu Antka. Patrzę jak z
zamkniętymi oczami pije mleko z mojej piersi.
Kiedy wyciągam mu ją z budzi, bo wydaje mi się, że zasnął, podnosi się
nie otwierając oczu i szuka swojego ukojenia, a mojego sutka. Pij sobie, pij –
myślę (nie czując o dziwo towarzyszącej mi ostatnio irytacji, że budzi się w
nocy częściej, niż gdy był noworodkiem). I dalej patrzę, na nie taką maleńką
już główkę uczepioną mojej piersi. I rozpływam się w szczęściu. Cieszę się, że
on jest moim synem, a ja jego mamą.
Zaraz potem przypominam sobie scenę z filmu „Tańcząc w
ciemnościach”. Grana przez Bjork główna bohaterka rozmawia z kimś przez szybę w
więzieniu. Ta osoba pyta ją dlaczego zdecydowała się na dziecko, choć
wiedziała, że odziedziczy ono po niej chorobę oczu i kiedyś oślepnie. Jej
odpowiedź: „bo chciałam poczuć, jak to jest trzymać w ramionach swoje dziecko”
doprowadziła mnie niemal do spazmatycznego płaczu (to jeden z niewielu, jeśli
nie jedyny film, który doprowadził mnie do łez). Byłam chyba w liceum i chciałam poczuć to
samo. I teraz czuję. I jestem szczęśliwa, że mogę tego doświadczać codziennie.
Amen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz