Rok temu mniej więcej
o tej porze mój syn dał znak, że już najwyższy czas znaleźć się po drugiej
stronie brzucha. Całą ciąże gadałam w
kierunku brzucha, a właściwie mieszkającego w nim Antka, żeby nie rodził się w
Wigilę. Dokładnie taki miałam termin.
Ale Kruszynek za nic miał moje gadanie. I dokładnie w przedwigilijny
wieczór postanowił dać znać, że wychodzi. To była piękna i niezwykła noc. W tle leciała Diana Krall z nieziemsko
brzmiącymi Christmas Songs. A ja krzątałam się po domu i przygotowywałam się na
spotkanie z synem.
Dopiero teraz
rozumiem w pełni słowo urodziny. Zawsze patrzyłam na nie jednostronnie, z perspektywy solenizanta. Dziś patrzę z perspektywy
matki, która urodziła swoje dziecko. Samodzielnie,
bez żadnych interwencji medycznych.
Ze wspierającą obecnością męża. Dyskretną
obecnością położnej, na samym końcu lekarki. Dopiero teraz rozumiem magię i cud
narodzin. Nic nigdy temu nie dorówna!
Co jakiś czas spadam z obłoków i uświadamiam sobie, że są też Święta. W tym roku Święta są przy okazji, bo od dłuższego czasu szykujemy się z mężem do świętowania pierwszych Antkowych urodzin. Gotowe są już dekoracje, tort, prezent zapakowany, a film "The best of Antek - rok pierwszy" zmontowany. Wielka impreza już czeka!
No i znów mnie poniosło, tak więc już szybko i zwięźle życzę wszystkim ciepłych, rodzinnych, pachnących pierniczkami i choinką Świąt.
sto lat Atoś! i Wesołych Świąt!
OdpowiedzUsuńDziękujemy!!!
Usuń